Znów ten Soszów wieczorową porą? To już nudne! Może i nudne, ale za to jaka jazda!Znów udał nam się wieczór na Soszowie. Niewielka (jak co środę) grupa narciarzy i snowboardzistów natrafiła tym razem na normalne warunki pogodowe. No, może nie do końca normalne, bo było takie zero plus, ale za to… nie lało jak z cebra, nie wiało tak, że dachy zrywało, nie było też zawiei i zamieci.— My nie jesteśmy przyzwyczajeni — mogli rzec uczestnicy.A sam wyjazd, ostatni przed wiślańskim obozem, zatrzymał nas na stoku nieco dłużej, bo tak było fajnie. Wyjechaliśmy godzinę później, niż drzewiej planowaliśmy. Zapał młodzieży do nartowania był bowiem naprawdę godny.Minusy? No jakieś były. Przede wszystkim i tak zwykle trudna droga wjazdowa na Soszów okazała się być w katastrofalnym stanie. Te dziwne kafle zaczęły się sypać, gdzieniegdzie powstały więc dziury na pół samochodu marki Cinquecento. Na szczęście to nie cieńkusiem tam wjechaliśmy, ale i tak nie było ani łatwo, ani przyjemnie.Plusy? Mało ludzi – jak zwykle, niemal puste trasy, otwarte bary łącznie z Monią, świetnie przygotowane trasy – nie zepsuły się mimo wysokiej temperatury, otwarte wszystkie oświetlone trasy, świetna jazda na okrągło.
Zadanie współfinansowane przez Ministerstwo Sportu i Turystyki.